Barometr epidemii (28)

18.10.2020
Małgorzata Solecka
Kurier MP

Niemal 10 tysięcy. I lepiej, na pewno, co najmniej przez dwa, może trzy tygodnie nie będzie. A co dalej? Wszystko zależy od tego, jak Polacy podejdą do już wprowadzonych obostrzeń. I do kolejnych, które są – nie ma co kryć – nieuniknione.

Punkt drive-thru w Katowicach. Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta

Największe zaskoczenie. Skok zakażeń. Choć ostatni tydzień nie przyniósł niczego, przed czym nie ostrzegaliby – od wakacji! – epidemiolodzy, wirusolodzy (fakt, nie wszyscy), rząd nawet nie potrafi ukryć nie tylko zaskoczenia, ale wręcz szoku skalą epidemii. – Nie spodziewaliśmy się – mówią zgodnie Główny Inspektor Sanitarny i minister zdrowia. Podobno rząd dysponował modelami rozwoju epidemii, z których żaden nie pokazywał, że w połowie października możemy mieć 10 tysięcy pozytywnych wyników testów dziennie.

Można to skomentować tylko w jeden sposób: należy wymienić ekspertów. Gdyby rząd korzystał np. z efektów prac zespołu Polskiej Akademii Nauk (już w sierpniu rekomendował on powszechny obowiązek zakładania masek w szkołach od początku roku szkolnego, przez personel i wszystkich starszych uczniów), mógłby dostrzec, że naukowcy operują na trzech scenariuszach rozwoju pandemii, w każdym zakładając inny współczynnik reprodukcji wirusa. W tym taki, w którym R jest większe niż 1,7. Każdy, kto choć trochę interesuje się epidemią (należy zakładać, że decydenci interesują się nią bardzo, a w każdym razie powinni się interesować) wie, co oznacza utrzymanie się takiego wskaźnika przez 2-3 tygodnie, nawet przy stosunkowo niewielkiej liczbie wykrywanych zakażeń.

Największa porażka. Koronachaos. Tak o sytuacji epidemicznej w Polsce zaczynają pisać europejskie media. Nie może być inaczej, skoro – jako państwo – daliśmy się zaskoczyć odbiciu liczby zakażeń. Chaos, początkowo, dotyczył decyzji wydawanych przez Ministerstwo Zdrowia (przez trzy pierwsze tygodnie urzędowania nowego ministra wydawało się, że resort zmierza ku „trzymaniu w ryzach” covidowego obszaru ochrony zdrowia, by zrobić jak najwięcej miejsca dla świadczeń pozacovidowych, nie trzeba mówić, że strategia ta spaliła na panewce), teraz rozlał się już na cały system opieki zdrowotnej. Ktoś powiedział w ostatnich dniach, że system ten to „kolos na resztkach glinianych nóg”. To zgrabne określenie, ale nie oddające rzeczywistości – system ochrony zdrowia zdecydowanie nie był i przed pandemią żadnym kolosem. Ze zgrabnej metafory zostają jedynie gliniane nogi, a i to w resztkach.

Politycy partii rządzącej obrali w tej sytuacji niezwykle ryzykowną strategię wskazywania kozła ofiarnego – poza własnym obozem, oczywiście. Winni są więc mało angażujący się lekarze (na razie – nie wszyscy), winny jest Donald Tusk (i szerzej, koalicja PO-PSL, bo chciała likwidować szpitale, i to nic, że faktyczna likwidacja łóżek szpitalnych rozpoczęła się na dobre za rządów PiS, co było związane choćby z wprowadzeniem standardów opieki pielęgniarskiej). Niewinni za to – ci, którzy nie wykorzystali sześciu względnie spokojnych miesięcy na przygotowanie infrastruktury ochrony zdrowia do zderzenia z pandemią bez społecznego i ekonomicznego lockdownu. Ludzie, którzy tak byli zajęci walką o stołki (i wpływy) w ramach Zjednoczonej Prawicy, że zapomnieli o łóżkach. Przysłowiowych, oczywiście – bo nie o samą liczbę łóżek przecież chodzi.

strona 1 z 2
Zobacz także
  • Barometr epidemii (27)
  • Barometr epidemii (26)
  • Barometr epidemii (25)
Aktualna sytuacja epidemiologiczna w Polsce Covid - aktualne dane

COVID-19 - zapytaj eksperta

Masz pytanie dotyczące zakażenia SARS-CoV-2 (COVID-19)?
Zadaj pytanie ekspertowi!