Barometr epidemii (28) - strona 2

18.10.2020
Małgorzata Solecka
Kurier MP

Największy błąd. Decyzje o nauczaniu hybrydowym i zdalnym tylko dla szkół średnich. I uczelni, ale uczelnie – tego rząd powinien być świadomy – jeszcze przed decyzją rządu w bardzo niewielkiej części zdecydowały się na rozpoczęcie nauczania stacjonarnego. Trudno znaleźć uzasadnienie decyzji, która pozostawia poza polem zainteresowania władz publicznych młodszych uczniów i przedszkolaki. Czyli dzieci, w przypadku których bezpieczeństwo sanitarne może być zapewnione niemal wyłącznie zewnętrznymi decyzjami, wprowadzeniem szczególnych rozwiązań.

Można sobie bowiem śmiało wyobrazić, że studentom i uczniom szkół ponadpodstawowych organy prowadzące uczelnię czy szkołę wydają polecenie zasłaniania nosa i ust nawet podczas wykładów (lekcji) oraz stwarzają warunki dystansowania społecznego i wymagają – skutecznie – ich przestrzegania. W przypadku szkół podstawowych (i przedszkoli) jest to fizycznie niemożliwe. Wydaje się wręcz nieprawdopodobne, że choćby w strefach czerwonych, zwłaszcza w największych miastach, gdzie problem zatłoczenia podstawówek jest doskonale znany nie tylko rodzicom, samorządowcom ale również MEN (mówił o tym w sierpniu jeszcze urzędujący minister Dariusz Piontkowski), rząd nie zdecydował się na umożliwienie podjęcia dyrektorom, lub sam odgórnie nie podjął, decyzji o nauce zdalnej w klasach 5-8. Wyprowadzenie ze szkoły czterech roczników, choćby na 2-3 tygodnie, być może (to nie jest pewne, ale żyjemy w takich czasach, w których pewność jest luksusem) pozwoliłoby zredukować wskaźnik R, jednocześnie nie odbijając się na kondycji gospodarki (uczniowie klas starszych mogą zostawać sami w domu).

Czy ucierpiałaby jakość edukacji? Niewątpliwie, ale to jest kwestia ceny – jeśli wskaźnika R nie uda się opanować, to za tydzień, najdalej za dwa trzeba będzie zamknąć wszystkie szkoły, a powrót nauczania zdalnego dla młodszych uczniów oznacza ogromne perturbacje dla gospodarki i koszty dla budżetu.

Rząd – premier – twierdzi, że inne kraje europejskie nie zamykają szkół. To prawda. Na razie na taki krok zdecydowały się Czechy i Irlandia Północna i niektóre regiony Włoch. Inni walczą o pozostanie dzieci w szkołach. Ci „inni” wykonali jednak podczas wakacji ogromny wysiłek, by przygotować szkoły na funkcjonowanie jesienią. Nie porównujmy się do Danii, Niemiec czy nawet Włoch, skoro nie rozgęściliśmy klas, nie przygotowaliśmy dobrego prawa umożliwiającego dyrektorom egzekwowanie reżimu sanitarnego (maseczki, dezynfekcja etc.). Skoro dzieci zostały w tych samych, zatłoczonych „pod korek” budynkach.

Największe wyzwanie. Przekonać obywateli, że trzeba. Trzeba zawsze nosić prawidłowo założoną maseczkę w miejscach publicznych. Trzeba ograniczyć aktywności, które nie są niezbędne. Trzeba zrezygnować nawet z ważnych osobistych kontaktów – na przykład rodzinnych – jeśli wiążą się z ryzykiem zakażenia.

To nawet w normalnych warunkach byłoby trudne. W sytuacji, w której znaczna część społeczeństwa nie dowierza naukowcom, inni nie ufają władzy, a rząd nie ma koncepcji na zbudowanie spójnego i wiarygodnego przekazu, a wprowadza – po raz kolejny – obostrzenia w sposób chaotyczny i niezrozumiały (dlaczego zamyka się siłownie i baseny, gdzie nie dochodziło do zakażeń – a przynajmniej nic na ten temat nie wiadomo, a nie kościoły, które były i pozostają ważnym miejscem transmisji wirusa?) – wydaje się zadaniem godnym Heraklesa. Którego, niestety, na horyzoncie nie widać.

strona 2 z 2
Zobacz także
  • Barometr epidemii (27)
  • Barometr epidemii (26)
  • Barometr epidemii (25)
Aktualna sytuacja epidemiologiczna w Polsce Covid - aktualne dane

COVID-19 - zapytaj eksperta

Masz pytanie dotyczące zakażenia SARS-CoV-2 (COVID-19)?
Zadaj pytanie ekspertowi!