Ofensywa ciemnogrodu to zatruty owoc „dobrej zmiany” – pisze na łamach „Gazety Wyborczej” Janusz Lewandowski, europoseł PO, prominentny polityk tej partii, analizując polityczną podbudowę, jaką ruchom antyszczepionkowym zapewniły rządy Zjednoczonej Prawicy. Ludzie, którzy mieszkają w szklanych domach, nie powinni rzucać kamieniami – głosi mało popularne w Polsce przysłowie. Przysłowia naprawdę są mądrością narodów.
Fot. www.istockphoto.com / miriam-doerr
Z tezą Janusza Lewandowskiego trudno polemizować, bo jest ona na wskroś prawdziwa: rzeczywiście, podważanie zaufania do elit (również intelektualnych), czy też szerzej – nauki – to codzienność ostatnich 6 lat na skalę wcześniej niespotykaną. Rzeczywiście, to politycy Zjednoczonej Prawicy wpuścili po raz pierwszy na polityczne salony działaczy antyszczepionkowych, jeszcze przed wyborami w 2015 roku. To od premier rządu PiS usłyszeliśmy, że obie strony szczepionkowego sporu (w sprawie obowiązkowych szczepień dzieci i młodzieży) mają swoje racje. To posłowie Zjednoczonej Prawicy, niemal jednomyślnie, nie odrzucili w pierwszym czytaniu społecznego projektu ustawy o zniesieniu obowiązku szczepień dzieci i młodzieży. To Prawo i Sprawiedliwość toleruje w swoich szeregach posłów, którzy jawnie podważają rządową strategię walki z pandemią. To wszystko jest prawdą.
Jednak owa „ofensywa ciemnogrodu” bynajmniej nie rozpoczęła się w 2015 roku, za rządów Prawa i Sprawiedliwości. Janusz Lewandowski i inni politycy Koalicji Obywatelskiej, dziś prześcigający się w tropieniu antyszczepionkowych treści lub postaw w obozie rządzącym, powinni uderzyć się we własne piersi, czy też iść za ewangeliczną radą i najpierw wyjąć belkę ze swego oka, by łatwiej dostrzec źdźbło – a niechby i belkę – w oku politycznych konkurentów.
Jest wrzesień 2009 roku. Ewa Kopacz, minister zdrowia w rządzie Donalda Tuska, odpowiada na pytanie posła opozycji, Bolesława Piechy, o zakup szczepionek przeciwko grypie A/H1N1, potocznie zwaną świńską. Szczepionki, dopuszczone przez agencje rejestrujące leki, w tym Europejską Agencję Leków (EMA), kupują na potęgę niemal wszystkie kraje wysokorozwinięte, świat boi się pandemicznego szczepu wirusa grypy. Polska – czeka. – Będziemy kupować te szczepionki (…), ale tylko wtedy, panie pośle, kiedy będziemy znać skuteczność tej szczepionki, nie kierując się tylko i wyłącznie marketingiem firmy, która będzie tę szczepionkę oferowała, i oczywiście będziemy ją zalecać, a nie refundować. Zaszczepimy nieodpłatnie tylko grupy ryzyka – zapewnia Kopacz.
Polski rząd nie chce kupować szczepionki przeciwko grypie pandemicznej na zasadach oferowanych przez producentów. Chce, żeby szczepionki były – podobnie jak szczepionki przeciwko grypie sezonowej – dostępne dla pacjentów w aptekach, by były w normalnym, rynkowym, obrocie. Firmy farmaceutyczne nie decydują się na taki krok: nie muszą, bo praktycznie wszystkie kraje składają zamówienia rządowe, które wyczerpują moce produkcyjne firm, dostarczających przecież – równolegle – preparaty na „zwykłą” grypę.
Potem, wiele miesięcy później, Ewa Kopacz będzie chodzić w glorii ministra, który nie ugiął się pod presją BigPharmy, który postawił się potężnemu lobby farmaceutycznemu. Choć na podwórku krajowym znajdą się i tacy, którzy będą wypominać, że Polska nie kupiła szczepionek przeciwko tzw. świńskiej grypie nawet dla grup dużego ryzyka, w tym pracowników opieki zdrowotej. Gdyby zagrożenie było rzeczywiste (wiadomo, że WHO pospieszyła się z uznaniem zagrożenia za pandemiczne, co zresztą w 2020 roku zaowocowało opóźnioną reakcją na informacje o wirusie SARS-CoV-2), konsekwencje byłyby trudne do wyobrażenia. Ówczesny Rzecznik Praw Obywatelskich, Janusz Kochanowski (poniósł śmierć w katastrofie smoleńskiej) kieruje nawet w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury.
Na razie jest jednak jesień 2009 roku. Opozycja, media, eksperci – dosłownie wszyscy naciskają na zakup szczepionek. Jednak na początku listopada (szczepionek wciąż nie ma, rząd się ciągle „zastanawia”) rząd udziela informacji w Sejmie na prośbę bynajmniej nie opozycji, która – jak pokaże przebieg dyskusji – chce rozmawiać głównie o zakupie szczepionek. Pytania zadaje Platforma Obywatelska. Pytania dla rządu wygodne („czy rzeczywiście Światowa Organizacja Zdrowia, ogłaszając pandemię grypy A/H1N1, zastosowała takie same kryteria jak wtedy, gdy ogłaszała ostatnią pandemię – pandemię hiszpanki?”), starannie omijające najbardziej zapalny punkt.
I wiceminister Adam Fronczak odpowiada i przedstawia informację o dyskusjach nad zasadnością ogłoszenia pandemii, stanie rezerw leków przeciwwirusowych, skali zakażeń w Polsce (nie jest duża, co jest wynikiem, między innymi, a może przede wszystkim, fatalnej sytuacji w laboratoriach, dosłownie „zatkanych” próbkami), stanie przygotowań szpitali. W informacji pojawiają się też wątki dotyczące szczepień przeciwko grypie A/H1N1 („Krajowy Komitet do Spraw Pandemii Grypy rekomenduje rozpoczęcie szczepień po uzyskaniu pełnej informacji o bezpieczeństwie i skuteczności nowych szczepionek”), ale główny przekaz jest jasny: rząd za większe zagrożenie niż tzw. świńska grypa uznaje grypę sezonową, więc nadzwyczajnych działań nie należy się spodziewać. – Stoimy na stanowisku, że ta szczepionka, która, jak słyszymy, jest bezpieczna i która powinna być szeroko stosowana, powinna być traktowana tak samo jak każda inna szczepionka, czyli powinna być dostępna na otwartym rynku, w aptekach, w pełni, bo to świadczyłoby o tym, że nie ma żadnej różnicy co do zasad strategii jej rejestracji i dalszego postępowania, jeśli chodzi o jej dystrybucję – mówi wiceszef resortu, a posłowie opozycji (i zapewne nie tylko oni) bezbłędnie wyłapują clou wypowiedzi „ta szczepionka, która, jak słyszymy, jest bezpieczna”.
Na sejmowej formułują się dwa obozy. Posłowie opozycji – zwłaszcza posłowie SLD, choć nie tylko – podkreślają, że rząd nie ma żadnych podstaw do podważania bezpieczeństwa szczepionek, dopuszczonych do obrotu przez EMA i Komisję Europejską. – Dlaczego nie rozpoczęto akcji szczepień przeciwko grypie osób z grup szczególnego ryzyka, zwłaszcza personelu medycznego? Jak pani minister wyobraża sobie funkcjonowanie służby zdrowia w sytuacji, gdyby, odpukać, ogarnęła Polskę pandemia świńskiej grypy i gdyby, odpukać, zachorowało 10 proc. personelu medycznego? Dlaczego nie zostało rozpoczęte szczepienie funkcjonariuszy Służby Celnej na wschodniej granicy? Dlaczego pani minister ryzykuje ich życie? – pyta Grzegorz Pisalski (Lewica). – Powtarza pani, jak mantrę, że grypa sezonowa jest o wiele groźniejsza od świńskiej. Skoro tak, to dlaczego nie walczy pani o to, aby szczepionka przeciwko grypie sezonowej była refundowana przez Narodowy Fundusz Zdrowia?
Marek Balicki, poseł niezależny, z mównicy przypomina, że w Unii Europejskiej „widać dwie drogi uchronienia się od świńskiej grypy”. – Pierwsza droga to szczepienia ochronne, począwszy od ogarniętej kryzysem ekonomicznym Wielkiej Brytanii, poprzez bogatą Szwecję, aż do biednej, w naszym rozumieniu, Rumunii. Druga droga, o której wspominała pani minister w rozmowie z panią redaktor Olejnik w programie „Kropka nad i”, to herbata z miodem – wbija szpilę Kopacz. Balicki przypomina, że choć rząd uzależnia decyzję o zakupie szczepionek od pewności, że są one bezpieczne, nie ma kompetencji do potwierdzania tego, a wszystkie instytucje, które mają takie możliwości i kompetencje – EMA, Komisja Europejska, WHO – decyzje już wydały. Pozytywne. – Więc, pani minister, jeśli szczepionka jest skuteczna i bezpieczna, a jest, bo stwierdziła to Komisja Europejska i Światowa Organizacja Zdrowia, to rząd ma obowiązek zakupić odpowiednią ilość szczepionki przeciwko świńskiej grypie i objąć tymi szczepieniami przynajmniej osoby z grup ryzyka. Dlatego apeluję do pana premiera Tuska o to, aby nie oszczędzał na zdrowiu publicznym, dopóki nie ma jeszcze epidemii, bo jak będzie epidemia, wtedy będzie za późno.
Posłowie Platformy Obywatelskiej stoją po drugiej stronie barykady. – Dlaczego trzy duże koncerny farmaceutyczne po raz pierwszy w tak dziwny sposób dystrybuują swoje produkty? Nie odbywa się to na wolnym rynku, tylko produkty potwierdzone i rekomendowane przez europejską agencję medycyny, zalecane przez WHO, są dystrybuowane poprzez kanały rządowe. (Głos z sali: Europejską Agencję Leków, a nie medycyny.) Dlaczego, jak donoszą media, niektóre rządy podpisują umowy, które mówią, że firmy nie poniosą konsekwencji szkodliwych działań? Dlaczego jeden z producentów zawiera nawet taką umowę, że pacjenci i lekarze nie mogą być poinformowani o ewentualnych skutkach ubocznych szczepienia? – docieka Maciej Orzechowski, z zawodu lekarz. – Często wspominana w wypowiedziach medialnych brytyjska NHS na pytanie, czy szczepionka jest bezpieczna, odpowiada w ten sposób: może być używana – zwraca uwagę.
Krok, a tak naprawdę znacznie dalej, idzie Teresa Piotrowska (kilka lat później zostanie ministrem spraw wewnętrznych w rządzie Ewy Kopacz, ale już w 2009 roku uchodzi za jej dobrą koleżankę). – Bulwersują doniesienia medialne ze Szwecji, z Francji, gdzie resort zdrowia rządu francuskiego w zawartych na zakup szczepionek kontraktach zgodził się na zapis, iż w razie komplikacji zdrowotnych związanych z potencjalnymi skutkami ubocznymi szczepionek przeciw grypie nikt nie będzie mógł wytoczyć procesu. Firmy farmaceutyczne będą bezkarne. Utajniono również skutki uboczne. Nie będą ich znali ani lekarze, ani pacjenci – podkreśla posłanka. – Dużym problemem jest również skład szczepionek. I chyba wcale nie jest tak, jak powiedział pan poseł Balicki, że są one bezpieczne. Epidemiolodzy we Francji biją na alarm. Zakupione szczepionki mają w swoim składzie rtęć. Jak donoszą media we Francji, przewiduje się, że zakupione szczepionki mogą zabić nawet 60 tys. mieszkańców Francji. Również naukowcy w Polsce zwracają uwagę na dodawany do tych szczepionek skwalen, związek, który powoduje powstawanie przeciwciał, które wywołują ciężkie choroby.
W dyskusji w sumie bierze udział kilkudziesięciu posłów, temat jest gorący. Podsumowuje go osobiście Ewa Kopacz. – Dzisiaj ze względu na ochronę negocjacji, które toczymy, nie mogę przytoczyć szczegółów tej umowy, ale jedno mogę powiedzieć: departament prawny znalazł tam co najmniej 20 punktów spornych. A więc czy obowiązkiem ministra i rządu jest doprowadzić do tego, aby zawierać umowy zgodne z interesem państwa i pacjentów polskich, czy też z interesem firm farmaceutycznych? – pyta retorycznie. – Jeśli dzisiaj wiem, że na rynku dostępne są trzy szczepionki trzech różnych firm, a każda z nich, ja nie zdradzam tu tajemnicy, ma inną zawartość substancji czynnej, to nie zastanawia państwa to, że mimo iż w każdej z nich obecność substancji czynnej jest inna, są traktowane tak samo? Czy dzisiaj minister zdrowia i fachowcy, którzy to oceniają, nie mają choćby przez moment wątpliwości co do tego, że może tą, która zawiera tę substancję czynną w śladowych ilościach, jest po prostu wodą święconą, a nie szczepionką? Za to mamy zapłacić? – kontynuuje. W swoim przemówieniu Kopacz dużo ironizuje na temat „cudownych leków”, które nie wykazują skutków ubocznych (nie ma ich w żadnych rejestrach), wytyka firmom farmaceutycznym (a więc i instytucjom, które dopuściły szczepionki na rynek) tempo prac nad szczepionką i niewielką skalę badań. Wypowiedź ministra zdrowia, na co zwrócą uwagę komentatorzy, utkana jest z wątków niemal wprost zapożyczonych z polskich (i nie tylko) publikacji antyszczepionkowych.
Pod koniec listopada 2009 roku Kopacz ogłasza publicznie: nie będzie zakupu szczepionek. – Biorę na siebie pełną odpowiedzialność.
Minister miała na myśli odpowiedzialność za konsekwencje braku zakupu szczepionek. Ale ponosi też odpowiedzialność, w ogromnym zakresie, za osłabienie zaufania do szczepionek i szczepień jako takich. Ona personalnie i jej formacja polityczna – również. Warto o tym pamiętać i przypominać również teraz, nawet jeśli „sześć ostatnich lat”, by strawestować Beatę Szydło, obciąża już wyłącznie Zjednoczoną Prawicę.