Ministerstwo Zdrowia widzi zagrożenia i potrzebę zmian

15.07.2019
Małgorzata Solecka

(…) eksperci wskazują na potrzebę szczepień przeciwko ospie wietrznej i rotawirusom. Ministerstwo Zdrowia widzi, że niemal połowa hospitalizacji na oddziałach pediatrycznych jest związana z zakażeniami rotawirusowymi. – mówi dr. n. med. Zbigniew J. Król.


Dr. n. med. Zbigniew J. Król

Małgorzata Solecka: Liczba odmów szczepień dzieci i młodzieży na koniec pierwszego kwartału 2019 roku przekroczyła 42 000. Eksperci wyliczyli, że wskaźnik dzieci nieszczepionych wynosi 6/1000 osób do 19. roku życia. Jeszcze niedawno był kilka razy mniejszy. Czy są powody do niepokoju? Jak Ministerstwo Zdrowia ocenia tę sytuację?

dr. n. med. Zbigniew J. Król: Należy podkreślić, że są to dane na koniec kwartału dotyczące osób do 19. roku życia objętych sprawozdaniami, co nie oznacza, że co roku mamy taki przyrost odmów szczepień. Niektórzy rodzice i opiekunowie cyklicznie odmawiają zgody na szczepienia. To jest pierwsze, istotne zastrzeżenie, ponieważ część osób może błędnie sądzić, że w pierwszym kwartale 2019 roku z powodu odmowy rodziców nie zaszczepiono 42 000 kolejnych dzieci. Tak oczywiście nie jest. Wiele z tych dzieci zostanie zaszczepionych w późniejszym terminie, czego się nie notuje w prowadzonych rejestrach.

Po drugie, istnieją metodologiczne wątpliwości co do jakości zbieranych danych. Nie jesteśmy na przykład pewni, czy liczba odmów liczona jest na dziecko czy na rodziców lub prawnych opiekunów. W tym roku chcemy te dane zweryfikować. Nie będzie to łatwe, bowiem pełne informacje mamy tylko za lata 2017–2018. Dlaczego? Wynika to stąd, że dopiero w 2016 roku Ministerstwo Zdrowia podjęło decyzję, aby oryginał karty uodpornienia znajdował się w placówce udzielającej świadczeń zdrowotnych. Wcześniej kartę uodpornienia, jak oryginał dokumentacji medycznej, można było przekazywać rodzicom, którzy następnie dostarczali ją do nowego ośrodka przejmującego opiekę nad dzieckiem. Musimy bardziej zaangażować powiatowe stacje sanitarno-epidemiologiczne w weryfikację odmów szczepień i administracyjne egzekwowanie obowiązku szczepień. Dopiero takie działania pozwolą nam ustalić, ile dzieci jest naprawdę niezaszczepionych oraz dlaczego. U niewielkiej części dzieci szczepienia są odraczane czasowo ze względu na stan zdrowia, a dzieci z chorobami przewlekłymi wymagają indywidualizacji kalendarza szczepień, łącznie z odrębnym procesem kwalifikacji. Choć z drugiej strony, aktualnie stosowane szczepionki są na tyle bezpieczne, że jest naprawdę niewiele przeciwwskazań do szczepienia.

Po trzecie, pamiętajmy, że Polska ma jeden z największych wskaźników wyszczepialności w Europie. Rocznikowo w tej chwili wyszczepialność utrzymuje się na poziomie 93–95% w zależności od choroby. Powinniśmy zrobić wszystko, aby ten poziom utrzymać i – jeśli tylko będzie taka możliwość – stopniowo jeszcze go poprawiać.

93% to mniej niż rekomendowany poziom bezpieczeństwa, który wynosi 95%…

Mniej, ale na tle Europy nasza sytuacja, jeśli chodzi o poziom wyszczepialności, jest bardzo dobra i nie wymaga radykalnych działań. Nie ma potrzeby ogłaszania alarmu, potrzebne są natomiast dobrze zaplanowane i skoordynowane działania na rzecz umacniania szczepień jako formy profilaktyki, ważnej dziedziny zdrowia publicznego.

Pamiętajmy jeszcze o jednej kwestii. Gdy mówimy o lawinowym zwiększaniu się liczby odmów szczepień, trafiamy z przekazem przede wszystkim do tych, którzy od tych szczepień się uchylają. Można powiedzieć, że ich wzmacniamy. Zadeklarowani przeciwnicy szczepień czują, że rosną w siłę. Dlatego najpierw zweryfikujmy te dane, a potem się na nie powołujmy.

Skoro jesteśmy przy zadeklarowanych przeciwnikach szczepień, w jaki sposób Ministerstwo Zdrowia walczy lub zamierza walczyć z rozprzestrzenianiem się takich poglądów?

Walczy. Tak jak powinno walczyć, czyli rozpowszechniając prawdziwe informacje na temat szczepień ochronnych. Współpracujemy z Narodowym Instytutem Zdrowia Publicznego–Państwowym Zakładem Higieny (NIZP–PZH) oraz z Głównym Inspektorem Sanitarnym (GIS). Dobrym przykładem jest portal szczepienia.info (www. szczepienia.pzh.gov.pl), na którym w przystępny sposób prezentowane są informacje na temat szczepionek i szczepień, zgodnie z rekomendacjami i wskazówkami Światowej Organizacji Zdrowia. Meritum tego przekazu jest takie, że szczepienia są najlepiej udowodnioną, bezpieczną i efektywną interwencją medyczną. Dzięki szczepieniom o wielu chorobach zapomnieliśmy. Wyrosły już dwa pokolenia pediatrów (w sensie cyklu uzyskiwania dyplomu i specjalizacji oczywiście), które nie miały szansy widzieć na własne oczy odry. W tej chwili wiedza na temat chorób zakaźnych wraca.

W 2018 roku podjęliśmy na większą skalę wyzwanie, jakim jest przeciwstawienie się ruchom antyszczepionkowym i budowanie pozytywnego przekazu na temat szczepień, wzmacnianie nie tylko przekonania, ale i wiedzy, że szczepienia są potrzebne i bezpieczne. I efekty są. Z analiz treści zamieszczanych na portalach społecznościowych oraz badań przeprowadzonych przez CBOS wynika, że akceptacja dla szczepień jest większa niż w 2017 roku.

Coraz wyraźniej widzimy konieczność objęcia programem szczepień ochronnych również dużych grup dorosłych, którzy nie byli szczepieni w dzieciństwie i nie przebyli choroby.

Mówi Pan o przeciwstawianiu się ruchom antyszczepionkowym. Ale w przestrzeni publicznej, również w parlamencie, mają oni wręcz festiwal. Po pierwsze, procedowanie obywatelskiego projektu ustawy likwidującej obowiązek szczepień, ostatecznie odrzuconego przez Sejm w drugim czytaniu. Po drugie, posiedzenia parlamentarnego zespołu ds. bezpieczeństwa szczepień z udziałem gości z zagranicy, tzw. autorytetów naukowych, po trzecie, zalew interpelacji posła Pawła Skuteckiego, lidera tegoż zespołu, oraz związane z nimi petycje i zapytania kierowane do Ministerstwa i stacji sanepidu. Trudno sobie przypomnieć, aby w ciągu ostatnich 10 lat przeprowadzono taką sprawną akcję na szkodę zdrowia publicznego. Czy reakcja instytucji odpowiedzialnych za ten obszar jest adekwatna?

Dostrzegamy problem. Działamy. Działamy nie tylko zgodnie z prawem, lecz także etyką zawodową. Oczywiście jest pewien problem z formułą działań, o których Pani mówi. Aktywność ruchów antyszczepionkowych jest w dużym stopniu skoncentrowana w mediach społecznościowych. To jest obszar, w którym ja osobiście nie czuję się zbyt pewnie ze względu na wiek (śmiech).

Zatrzymajmy się jednak na chwilę na kwestiach etycznych. Co oczywiste, lekarz musi poinformować rodzica o przeciwwskazaniach do szczepienia i możliwych niepożądanych odczynach poszczepiennych. To jest kwestia zawodowego zaufania. Nie mówię tu tylko o tym, że lekarz czy pielęgniarka to zawody zaufania publicznego, ale przede wszystkim o zaufaniu w relacjach między lekarzem a pacjentem, w przypadku dziecka – rodzicami pacjenta.

Rozmowa poprzedzająca szczepienie, łącznie z badaniem, trwa kilka minut. To za mało, aby lekarz spokojnie omówił w pełni całą sytuację i na przykład poinformował, że najczęściej szczepionka jest o wiele bezpieczniejsza niż popularny lek na przeziębienie. Statystycznie większe szkody i częściej wywołują leki niż szczepienia. To nie jest argument przeciw podawaniu syropu czy tabletek, gdy zachodzi taka potrzeba. To pokazuje, jak bezpieczne są szczepionki. Tego typu argumenty, fakty chcemy nagłaśniać i publikować na portalach informacyjnych dotyczących szczepień oraz w mediach społecznościowych.

Dużym sukcesem jest na przykład eradykacja polskiego genomu wirusa odry – w tej chwili wszystkie przypadki tej choroby w Polsce są zawleczone.

Popularne tezy ruchów antyszczepionkowych już dawno sfalsyfikowano i obalono. Bodaj najsłynniejszemu z twierdzeń antyszczepionkowców, jakoby jedna ze szczepionek miała powodować autyzm, udowodniono fałszerstwo. Podczas posiedzeń zespołu sejmowego, o którym Pani mówiła, występują tzw. autorytety naukowe. Jednak nie ma tam ani nauki, ani autorytetów. Trudno sobie wyobrazić, aby Ministerstwo Zdrowia, NIZP–PZH czy GIS podejmowało polemikę z osobami, które nie mają argumentów merytorycznych.

Musimy realizować zamierzone cele, niekoniecznie odnosząc się bezpośrednio do twierdzeń antyszczepionkowców. Wolałbym budować pozytywny przekaz, oparty na rzeczywistych danych. Przykładowo, co roku w Polsce szczepionych jest około półtora miliona dzieci i młodzieży w wieku do 19 lat. Jeśli w tym samym roku zanotujemy 2000–2500 realnych odmów szczepień – to jest właściwa perspektywa, z której można ocenić skalę problemu.

Kiedy możemy się spodziewać takich danych?

Pracujemy nad tym. To wymaga również wzmocnienia nadzoru GIS nad stacjami sanitarno-epidemiologicznymi. Nie mówię absolutnie o podporządkowaniu, ale o wypracowaniu takiego modelu współpracy, który pozwoli na płynne, wręcz automatyczne przekazywanie danych. W tej chwili nie działa to tak sprawnie.

Pytała Pani też o interpelacje, zapytania, petycje kierowane przez aktywistów ruchu antyszczepionkowego do Ministerstwa Zdrowia i innych instytucji. Bez wątpienia jest to forma utrudniania nam pracy. Zdarza się, że nad odpowiedzią na interpelację poselską pracują dwie osoby, zdarza się, że trzeba do tego angażować również konsultantów krajowych. To dezorganizuje pracę…

…W zasadzie po nic, bo przecież nie są to pytania zadawane w dobrej wierze i na dobrą sprawę nikt nie czeka nawet na odpowiedź.

Jest to forma autopromocji, budowania swojego ego. Pozostaje mieć nadzieję, że wyborcy zweryfikują działalność takiego posła. Zastrzegam – jeśli posłowie zadają pytania, żeby rozwiązać jakiś problem, jeśli zgłaszają nawet po wielokroć więcej interpelacji, które mają uzasadnienie w faktach, można zaangażować wszystkie siły Ministerstwa, po pierwsze – w celu rozwiązania problemu, po drugie – udzielenia odpowiedzi. Jednak w tym przypadku jest inaczej. Celem tych działań, tak to postrzegam, jest wręcz zablokowanie możliwości normalnego wykonywania pracy przez część pracowników resortu, którzy mogliby się w tym czasie zajmować, a w zasadzie powinni się zajmować innymi obowiązkami, na przykład zmianami w kalendarzu szczepień ochronnych. I to nie tylko tym, który obejmuje dzieci, ale także całą populację. Coraz wyraźniej widzimy konieczność objęcia programem szczepień ochronnych również duże grupy dorosłych, którzy ani nie byli w dzieciństwie szczepieni, ani nie przebyli choroby. Mowa przede wszystkim o osobach urodzonych od połowy lat 70. do wczesnych lat 80.

Porozmawiajmy więc o kalendarzu szczepień ochronnych. Najpierw dla dzieci. Jakie zmiany są możliwe w najbliższych latach?

Pediatryczny zespół ds. szczepień ochronnych, który działa przy Ministrze Zdrowia, odniósł – chciałbym to podkreślić – ogromny sukces. W tej chwili Program Szczepień Ochronnych (PSO) dzieci i młodzieży nie odstaje od rozwiązań obowiązujących w krajach, z którymi możemy i chcemy się porównywać, z którymi współpracujemy w zakresie zdrowia publicznego. I na pewno odpowiada potrzebom. Dużym sukcesem jest na przykład eradykacja polskiego genomu wirusa odry – w tej chwili wszystkie przypadki tej choroby w Polsce są zawleczone.

Sukcesy to jedno, a wyzwania – drugie. Na pewno jest nim taka zmiana PSO, która pozwoli na stosowanie szczepionek wysoce skojarzonych. To ważne dla rodziców, których duża część decyduje się na zakup takiej szczepionki z własnej kieszeni. Te preparaty ciągle są dość drogie. Ich zakup stanowiłby duże obciążenie dla budżetu, choć oczywiście zawsze jest nadzieja, że przy dużych populacyjnych zakupach producent zaoferuje znacząco niższą cenę. Przed podjęciem decyzji musimy jednak brać pod uwagę dwa czynniki: czy będzie więcej pieniędzy na realizację PSO i czy w ogóle zakup takiej liczby szczepionek będzie fizycznie możliwy. W tym roku chcemy przygotować taką zmianę pod kątem merytorycznym, sprawdzić, jak wyglądają możliwości producentów.

Czyli, patrząc realistycznie, zmiana w tym zakresie mogłaby nastąpić raczej w 2021 roku niż w 2020?

Tak. Myślę, że to realny termin.

Szczepienia przeciwko pneumokokom, które w 2016 roku wprowadzono do PSO dla dzieci urodzonych w 2017 roku i później, zostały bardzo dobrze przyjęte. To była również jedna z rekomendacji zespołu pediatrycznego ds. szczepień. Trzeba pamiętać, że po wprowadzeniu bezpłatnych szczepień przeciwko pneumokokom roczne koszty szczepień uległy podwojeniu!

Eksperci mają więcej takich zaleceń dla Ministra Zdrowia.

Niektóre z nich będziemy się starać realizować już w tej chwili, na przykład szczepienie przeciwko pneumokokom dla dzieci w wieku 6.–19. roku życia z niedoborami odporności. Będzie też szczepienie przeciwko meningokokom dla dzieci z grup ryzyka z niedoborami odporności do 5. roku życia.

Są też rekomendacje populacyjne. Eksperci wskazują na potrzebę szczepień przeciwko ospie wietrznej i rotawirusom. Ministerstwo Zdrowia widzi, że niemal połowa hospitalizacji na oddziałach pediatrycznych jest związana z infekcjami rotawirusowymi. Jeżeli byłaby możliwość wyeliminowania tej niedogodności, niekiedy wręcz rodzinnego dramatu, jakim jest pobyt dziecka w szpitalu, niewątpliwie warto byłoby podjąć taką decyzję.

Mamy też rekomendację szczepień przeciwko wirusowi brodawczaka ludzkiego (HPV) w wybranych grupach wiekowych. Musimy to dokładnie przeanalizować we współpracy z AOTMiT. Są sprzeczne doniesienia na temat tego, czy bardziej efektywne jest szczepienie tylko dziewczynek, czy zarówno dziewczynek, jak i chłopców. W różnych krajach stosuje się różne praktyki.

Pozostaje też kwestia szczepienia przeciwko grypie, zwłaszcza w grupach ryzyka. Tym tematem musimy się zająć na poważnie. W minionym sezonie epidemicznym chyba udało się nam przekonać ludzi do efektywności i bezpieczeństwa tego szczepienia, bo szczepionki najzwyczajniej zabrakło. Już dziś zachęcam do zainteresowania się szczepionką na sezon 2019/2020 – prace nad nią trochę się przeciągnęły w czasie, dlatego może trafić na rynek nieco później niż zwykle, pewnie pod koniec września. Warto zamówić dawki dla siebie i najbliższych. Warto już teraz ustawić się w kolejce.

Bez wątpienia przygotujemy zalecenia dla personelu medycznego dotyczące szczepienia przeciwko grypie.

A może zamiast albo oprócz zaleceń przydałyby się pieniądze na zakup szczepionek dla personelu medycznego?

W tym roku to się nie uda, może w kolejnych. Z drugiej strony, szczepionka przeciwko grypie nie jest droga, więc bariera finansowa nie odgrywa znaczącej roli. Dla mnie niechęć pracowników placówek medycznych do szczepienia przeciwko grypie czy brak gotowości do takiego szczepienia są kompletnie niezrozumiałe. W końcu na co dzień mają kontakt z zainfekowanymi ludźmi, widzą też – częściej niż ogół społeczeństwa – możliwe konsekwencje zachorowania i spustoszenie, jakie wirus grypy potrafi czynić w organizmie. Czy to poczucie swoiście rozumianego heroizmu, czy obrona specyficznie rozumianej wolności osobistej? Nie mam pojęcia.

Jedno jest pewne – poziom wyszczepialności przeciwko grypie niewątpliwie niechlubnie wyróżnia Polskę na tle krajów rozwiniętych.

Z czego wynika ta ogromna różnica? W krajach, w których poziom zaufania do szczepień jest mniejszy niż w Polsce, które mają też zwykle mniejszy lub dużo mniejszy poziom wyszczepialności dzieci, odsetek zaszczepionych przeciwko grypie jest kilka razy większy niż w Polsce.

Decyduje o tym wiele czynników, jednak trudno wskazać jeden dominujący. Polacy dość łatwo ulegają plotkom: – Ktoś się zaszczepił, a i tak odchorował.

To fake news, niesprawdzone informacje. Bo może rzeczywiście ktoś się zaszczepił przeciwko grypie, a potem złapał innego wirusa i odchorował przeziębienie, może nawet ciężko. Jednak to nie jest grypa, której przebieg i powikłania bywają bardzo groźne, o czym co roku przekonują się setki osób.

Chcemy zwiększyć zainteresowanie szczepieniem przeciwko grypie. Sądząc po ubiegłorocznych efektach, jest na to szansa. W zeszłym roku po raz pierwszy osoby >65. roku życia mogły skorzystać z 50% refundacji kosztów zakupu szczepionki. Z takiej możliwości skorzystało bardzo wielu seniorów, niezależnie od programów realizowanych w tej grupie wiekowej przez samorządy.

Widzimy też potrzebę podjęcia dyscyplinujących działań administracyjnych, na przykład w odniesieniu do personelu medycznego. Decyzja o nieszczepieniu się wynika z fałszywie pojętej wolności, która z właściwie rozumianą wolnością nie ma nic wspólnego.

(…) niechęć pracowników placówek medycznych do szczepienia przeciwko grypie czy brak gotowości do takiego szczepienia są kompletnie niezrozumiałe.

Jeśli już mówimy o wolności… Inicjatywa „Szczepimy, bo myślimy” nie zebrała 100 000 podpisów pod obywatelskim projektem ustawy, przewidującym brak bonusowych punktów podczas rekrutacji do publicznych przedszkoli i żłobków dzieci niezaszczepionych zgodnie z PSO, poza tymi, które nie mogą być szczepione z przyczyn zdrowotnych. Tymczasem niemieckie Ministerstwo Zdrowia kończy właśnie prace nad analogicznym projektem, który nie tylko wprowadza zakaz uczęszczania do placówek opiekuńczo- -wychowawczych dla dzieci niezaszczepionych na odrę, ale nawet za uchylanie się od tego szczepienia nakłada na rodziców dotkliwe kary finansowe (do 2500 euro). Czy rząd nie powinien przejąć tej obywatelskiej inicjatywy? Niekoniecznie teraz, tuż przed wyborami, ale na przykład w perspektywie roku? Są przecież wzorce – Włochy, Francja…

Nie mam wątpliwości, że to musi być rządowy projekt ustawy, przygotowany wspólnie przez Ministerstwo Zdrowia oraz Ministerstwo Edukacji Narodowej. W grę wchodzą wielokrotnie już opisywane dylematy konstytucyjne – jak pogodzić prawo do zachowania zdrowia z prawem do edukacji …

… wielu konstytucjonalistów uważa, że ten dylemat jest fałszywy, bo prawo do zachowania zdrowia i życia przewyższa rangą prawo do edukacji, nawet zapisane w Konstytucji.

Niepowodzenie zbiórki podpisów pod projektem „Szczepimy, bo myślimy” przyjąłem ze smutkiem. Niewykluczone zresztą, że organizatorzy wyciągną wnioski i podejmą tę próbę jeszcze raz, ale widzimy wyraźnie, że potrzebny jest projekt rządowy. Nie mam na myśli projektu Ministerstwa Zdrowia, tylko polityczną decyzję rządu. Przygotowanie aktu prawnego jest wtedy kwestią wtórną.

Wiemy też, że część samorządów już w tej chwili podejmuje uchwały w sprawie dodatkowych kryteriów naboru do żłobków i przedszkoli. Część z nich jest uchylana z powodów formalnych, ale niektóre nie, na przykład Zielona Góra przyjęła taką uchwałę, a wojewoda jej nie zakwestionował. Intencją rządu nie jest podważanie uchwał samorządu w tej sprawie, dostrzegamy w nich troskę o zdrowie publiczne.

Mimo że uchwały samorządów dotyczą dzieci i ich rodzin, to w rzeczywistości tego typu działania, zmierzające do ograniczenia i wyeliminowania chorób zakaźnych, są fundamentalne dla całej populacji. I dla państwa. Choroby zakaźne mogą dotknąć nie tylko małe dzieci, lecz również pracujących dorosłych. Weźmy gruźlicę. Wysokie koszty leczenia z jednej strony, a z drugiej długie przerwy w pracy. W przypadku większej liczby zachorowań moglibyśmy ponieść znaczące straty w gospodarce. Nie musimy jednak sięgać po taką chorobę, która wydaje się już, niesłusznie, zwalczona. Weźmy rotawirusy. Mówiliśmy o skutkach związanych z hospitalizacją dzieci. Jednak rotawirusy, które roznoszą dzieci, zarażają też dorosłych. Infekcja nie zagraża życiu, ale jest uciążliwa, bo na 2–3 dni eliminuje człowieka z pracy.

Myślę, że do rozmowy na temat takiego projektu będzie można i trzeba wrócić po wyborach parlamentarnych.

Czy powrócimy też do rozmów na temat szczepień cudzoziemców? Kilka miesięcy temu zapowiedziano przygotowanie rozwiązań w tym zakresie, a potem temat ucichł.

W tej chwili skupiamy się na śledzeniu ognisk zachorowań i uruchomieniu profilaktyki odry i gruźlicy finansowanej z budżetu państwa, ponieważ mamy do czynienia z tymi dwoma chorobami zawleczonymi przez cudzoziemców.

Chcę zapewnić, że choć pozornie w temacie zapobiegania „importowi chorób zakaźnych” nic się nie dzieje, nie przestaliśmy pracować. Jest za wcześnie, aby mówić o szczegółach, tym bardziej że materia jest skomplikowana – ograniczają nas przepisy unijne, kwestia poszanowania swobód obywatelskich i regulacje międzynarodowe. Nie chcielibyśmy ani wydalać, ani stygmatyzować obywateli żadnego kraju, wprowadzając obowiązek przedstawiania określonych zaświadczeń czy ponoszenia kosztów pełnego szczepienia już w Polsce. Chcemy egzekwować już obowiązujące przepisy, ale monitorujemy problem i będziemy reagować stosownie do sytuacji.

Na pewno nie chcielibyśmy ustawiać na wschodniej granicy Polski żadnych kordonów sanitarnych. To nie te czasy. W tej chwili mamy inne technologie, które niemal w czasie rzeczywistym pozwalają nam prześledzić przemieszczanie się zakażonego człowieka.

Powtórzę, nie chcemy zamykać granic. Ale jeśli będzie tego wymagać sytuacja, w grę wchodzi i taka decyzja. Nie możemy jej wykluczyć.

Faktem jest, że wirus odry szaleje tuż za naszą wschodnią granicą, m.in. w rejonie Lwowa, a zwiększenie liczby zachorowań na odrę w Polsce jest spektakularne. Mowa o 900 przypadkach od stycznia do połowy maja!

Liczba zachorowań jest rzeczywiście duża, zwłaszcza w porównaniu z okresem sprzed 2–3 lat, ale nadal nie ma zagrożenia epidemią. Chroni nas duży poziom wyszczepialności. Powinniśmy się skupić na tym, aby ten poziom się zwiększał. Jeśli będziemy zaszczepieni jako populacja, wirus nie będzie się rozprzestrzeniał.

Staram się nie wypowiadać w formie alarmu, ale to nie znaczy, że jestem spokojny, że Ministerstwo Zdrowia nie widzi zagrożenia. Śledzimy wszystkie przypadki zachorowań na odrę. Im jest ich więcej, tym większe jest ryzyko pojawienia się pierwszego od wielu dekad zgonu z powodu komplikacji odry.

Zamykanie wojewódzkich poradni chorób zakaźnych było bezpośrednim skutkiem sukcesu, jaki przyniosły szczepienia.

Jednym z pomysłów na zachęcanie rodziców do szczepień dzieci, jaki od lat zgłaszają pediatrzy, na przykład konsultant krajowy, prof. Teresa Jackowska, jest formalne przywrócenie poradni konsultacyjnych ds. szczepień, w których można by przyjmować dzieci wymagające bardziej zaawansowanej kwalifikacji do szczepień lub rodziców mających wątpliwości związane ze szczepieniami. Takich osób jest coraz więcej, a w zwykłej przychodni lekarz czy pielęgniarka bywają bezradni…

W tym celu chcemy nieco przepracować koncepcję powiatowych stacji sanitarno-epidemiologicznych. Placówki te posiadają wiedzę i dane, dlatego mogą też prowadzić działania profilaktyczne i udzielać konsultacji. To pociąga za sobą myślenie na poziomie wojewódzkim – warto byłoby przywrócić wojewódzkie poradnie chorób zakaźnych. W niektórych miejscach zresztą one ocalały.

Zamykanie wojewódzkich poradni chorób zakaźnych było bezpośrednim skutkiem sukcesu, jaki przyniosły szczepienia. Choroby zakaźne, poza kilkoma wyjątkami, wydawały się ujarzmione i pokonane. Niepotrzebne wydawały się także poradnie i szpitale zakaźne, które przez ostatnich 20–30 lat wręcz broniły się przed fizyczną likwidacją.

Reaktywując czy wzmacniając placówki, których misją jest walka z chorobami zakaźnymi, również w zakresie profilaktyki, musimy pamiętać o ich specyfice. Placówki te powinny być finansowane za to, że nie będą mieć pacjentów, a nie za osoby leczone. Mamy nadzieję, że będzie ich niewiele.

Dziękuję za rozmowę.

Dr n. med. Zbigniew J. Król od 2017 roku jest podsekretarzem stanu w Ministerstwie Zdrowia odpowiedzialnym m.in. za zdrowie publiczne. Absolwent Akademii Medycznej we Wrocławiu, uzyskał specjalizację w zakresie pediatrii, medycyny rodzinnej i zdrowia publicznego. Szkolenia z organizacji, zarządzania i kształcenia w ochronie zdrowia odbywał m.in. na Uniwersytecie Harvarda, a także w Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, w którym przez kilka lat pracował jako adiunkt. W swoim dorobku zawodowym ma zarówno stanowiska kierownicze w placówkach ochrony zdrowia, instytucjach publicznych, jak i przemyśle farmaceutycznym. Jest honorowym członkiem Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce. Doradzał Światowej Organizacji Zdrowia i współpracował z samorządami w zakresie ochrony zdrowia.

Reklama

Napisz do nas

Zadaj pytanie ekspertowi, przyślij ciekawy przypadek, zgłoś absurd, zaproponuj temat dziennikarzom.
Pomóż redagować portal.
Pomóż usprawnić system ochrony zdrowia.

Przegląd badań