Jak się żyje w Chinach ogarniętych epidemią koronawirusa? - strona 2

15.02.2020
Ewa Stanek-Misiąg

Siedzenie w domu to trudne doświadczenie. A ludzie siedzą tak już od 3–4 tygodni. Jeśli ktoś z domowników jest chory, to zabiera się go do szpitala, a pozostałe osoby mają bezwzględny zakaz wychodzenia. Naprzeciwko drzwi wejściowych montuje się kamerę, żeby te osoby pilnować. Specjalni pracownicy dostarczają jedzenie, dwa razy dziennie przyjeżdżają skontrolować temperaturę. Śmieci z takich domów są zbierane osobno, żeby nic się nie przeniosło.

Mamy specjalną aplikację do obserwowania osób monitorowanych i chorych. Na moim osiedlu nie ma ani jednej osoby chorej i nikt też nie ma kwarantanny. Oficjalnie.

Ale to jest Szanghaj. Tu zanotowano raptem 300 przypadków na przeszło 24 miliony mieszkańców. Co innego w Wuhan. Tam jest tragicznie. Dużo ludzi choruje, wiele osób przebywa na obserwacji w szpitalach.

Widzimy filmy obrazujące dezynfekowanie miejsc publicznych, ulic. Co jest rozpylane?

Niestety nie wiem, co jest rozpylane. Dostajemy ogłoszenia, żeby nie wychodzić na przykład między północą a 2.00 w nocy, ponieważ będzie dezynfekcja i to może podrażniać oskrzela.


Fot. dr Agnieszka Bielewicz

Odkażane jest wszystko. Mieszkam w 25-piętrowym bloku. Domofon przy wejściu został oklejony folią spożywczą, panel z guzikami w windzie także. Folia jest zmieniana co 4 godziny. Większość osób nosi jednorazowe rękawiczki. Wszyscy mamy nakaz noszenia maseczek. Proszę sobie wyobrazić, że kiedy rozmawiałam wczoraj z mężem przez telefon i przysiadłam na ławce na moim osiedlu, podszedł do mnie ochroniarz, żeby zwrócić mi uwagę, że nie mam maseczki. Mieć maseczkę to jest teraz rzecz najważniejsza.

A trudno ją zdobyć?

Na moim osiedlu robiono listę zapotrzebowania i potem można było odebrać zestaw. Podejrzewam, że gdy pójdzie pani do polskiego sklepu po maseczkę, to jej pani nie kupi, ponieważ wszystkie są tutaj.

Wskazuje się, że szybkie rozprzestrzenianie się wirusa w Chinach może być po części spowodowany takimi, a nie innymi zwyczajami sanitarnymi Chińczyków.

Na pewno niektóre zachowania powodują problemy. W typowej chińskiej restauracji wszyscy przy stole sięgają pałeczkami do tych samych talerzy ustawionych na środku. W ten sposób przenoszą ślinę i dlatego tak częste jest tu zakażenie bakterią Helicobacter pylori.

Podróżnikom kulinarnym zdarza się publikować na Instagramie takie serie zdjęć: na jednym pyszne danie, na drugim kuchnia, w której powstało. Mnie to odbiera apetyt.

Chińczycy nie przywiązują aż takiej wagi do czystości (nie dotyczy to młodszego pokolenia i klasy średniej). Ale z drugiej strony, bardzo ważne jest, żeby jedzenie było świeże. Nic nie może zostać na drugi dzień. Codziennie trzeba kupić świeże warzywa, mięso, ryby. A najlepszym miejscem na takie zakupy jest wet market. Tam zawsze jest mnóstwo ludzi.

Mówi się też o medycynie chińskiej, która na dużą skalę wykorzystuje zwierzęta. Bardzo cenne są na przykład łuskowce. Podobno to od nich przyszedł wirus.

Rzeczywiście, wiara w medycynę chińską jest tu powszechna, głęboka i niewzruszona. Chińczycy są przekonani, że to najlepsza medycyna na świecie, a leki przez nią stosowane nie mają żadnych działań niepożądanych ani skutków ubocznych. Nie jest to do końca prawdą. Najzwyklejszy rumianek może powodować biegunkę. Ale oni wierzą w swoje leki. Gdyby jednak medycyna chińska była przyczyną, to epidemie powinny wybuchać co chwilę.

A widziała pani krążące w internecie zdjęcia dymów nad Chinami?


Fot. dr Agnieszka Bielewicz

Moja mama o mało nie dostała przez to zawału: Agnieszka, krematoria się nie wyrabiają z paleniem zwłok. Zgodzę się z tym, że nie wiadomo, jaka jest prawdziwa liczba zachorowań. Obecnie jednak, gdy okres oczekiwania na wynik badania wynosi 3–5 godzin, można to łatwiej moniotorować. Dodatkowo, według nowych wytycznych do rozpoznania służy też tomografia komputerowa płuc (nie tylko test). Myślę, że wielką nauką dla Chin był SARS. Kraj poniósł ogromne koszty i dlatego bardzo blisko współpracuje ze Światową Organizacją Zdrowia (WHO). Wydaje mi się, że w Chinach w tej chwili już nic więcej nie da się zrobić, że jedyne, co można, to ostrzegać świat. To jest komunistyczny kraj. Rząd kontroluje wszystko. Mamy tu WeChat, taki rodzaj Facebooka i Messengera. Jeśli rząd uzna, że opublikowane treści są nieprawdziwe, to natychmiast je usuwa – zwłaszcza obecnie, by niepotrzebnie nie siać paniki. Jeśli nie podoba mu się działanie jakiejś grupy na tym portalu, to ją zamyka.

Wspaniała pożywka dla wyobraźni.

Zdecydowanie tak. Z zewnętrznej perspektywy wygląda to przerażająco, a życie obecnie wcale takie nie jest – tylko z pewnymi tymczasowymi ograniczeniami.

Mam wrażenie, że ostatnio bez przerwy bronię chińskiego rządu. Oburza mnie traktowanie Chińczyków jak kiedyś trędowatych i budowanie różnych bezpodstawnych teorii.

Dr Agnieszka Bielewicz, internistka, w Szanghaju mieszka od ponad 8 lat razem z mężem i trójką dzieci. Kieruje kliniką należącą do międzynarodowej sieci medycznej Parkway Pantai.

strona 2 z 2
Zobacz także
  • Chiny - 1765 ofiar śmiertelnych COVID-19
  • Szef WHO: świat nic nie robi, żeby zapobiec kolejnej epidemii
  • Chiny - ponad 1700 medyków zakażonych SARS-CoV-2
  • WHO: liczba zakażeń nie rośnie gwałtownie poza Chinami
  • Chiny - "SCMP": wielu zgonów z powodu COVID-19 nie ma w danych oficjalnych
  • Koronawirusy, czyli powracający problem
  • Koronawirus – rozmowa z ekspertem z Kanady
Wybrane treści dla pacjenta
  • Przeziębienie, grypa czy COVID-19?
  • Test combo – grypa, COVID-19, RSV
  • Koronawirus (COVID-19) a grypa sezonowa - różnice i podobieństwa
Aktualna sytuacja epidemiologiczna w Polsce Covid - aktualne dane

COVID-19 - zapytaj eksperta

Masz pytanie dotyczące zakażenia SARS-CoV-2 (COVID-19)?
Zadaj pytanie ekspertowi!