Szczepienia przeciwko HPV w szkołach – będą, czy nie będą?

10.04.2024
Małgorzata Solecka
Kurier MP

W Ministerstwie Zdrowia trwają analizy, czy wprowadzenie szczepień przeciwko HPV do szkół rzeczywiście może znacząco zwiększyć wyszczepialność. Na razie takiej decyzji nie ma i nie wiadomo, czy zapadnie. Podobnie jak nie jest pewne, czy zostanie zwiększona czy też zmieniona granica wieku szczepień – mówił w środę wiceminister zdrowia Wojciech Konieczny.

  • Na początku roku minister Izabela Leszczyna sygnalizowała, że szczepienia przeciwko HPV będą mogły być prowadzone w szkołach, ale również aptekach
  • Obecnie Ministerstwo Zdrowia wcale nie jest przekonane, że będziemy zmierzać w tym kierunku
  • AOTMiT analizuje, czy rozszerzenie grupy uprawnionych do skorzystania z programu przełożyłoby się na znaczące korzyści
  • Wprowadzenie do szkół odrębnego przedmiotu wiedza o zdrowiu również nie może doczekać się realizacji
  • Problem polega na tym, że potrzebne są odważne decyzje, za które politycy płacić muszą natychmiast, natomiast korzyści są odłożone w czasie

Wiceszef resortu zdrowia, któremu podlega m.in. zdrowie publiczne, brał udział w dyskusji poświęconej temu obszarowi w trakcie Kongresu Rzecznicy Zdrowia. Wypowiedź Koniecznego była reakcją na pytanie dotyczące zapowiadanych na początku roku zmian w programie szczepień przeciwko HPV: Izabela Leszczyna sygnalizowała, że będą one mogły być prowadzone w szkołach, ale również aptekach. – Ministerstwo Zdrowia wcale nie jest przekonane, że będziemy zmierzać w tym kierunku. Ten system, który mamy obecnie, dość dobrze odpowiada potrzebom – mówił (przypomnijmy, że od czerwca 2023 r. zaszczepiono ok. 15% uprawnionej populacji nastolatków, co eksperci oceniają wręcz jako klęskę programu). Konieczny powiedział również, że w tej chwili AOTMiT analizuje, czy rozszerzenie grupy uprawnionych do skorzystania z programu, co oznaczałoby dodatkowy koszt rzędu „60–70 mln złotych”, przełożyłoby się na znaczące korzyści, zwłaszcza, że konieczne byłyby – biorąc pod uwagę obydwa rozwiązania – zarówno zmiany legislacyjne, jak i organizacyjne (na przykład przystosowanie pomieszczeń w szkołach).

Słowa wiceministra nie są sensacją, bo już wcześniej minister edukacji Barbara Nowacka sygnalizowała, że jeśli szczepienia przeciwko HPV miałyby się w szkołach pojawić, to na zasadzie absolutnego wyjątku, w miejscach, w których nie można w inny sposób zapewnić do nich dostępu.

Rozczarowania słowami wiceministra zdrowia nie kryła Joanna Frątczak-Kazana z Onkofundacji Alivia, która przypomniała, że w styczniu kilkadziesiąt organizacji pacjentów apelowało do Ministerstwa Zdrowia o wprowadzenie szczepień przeciwko HPV do szkół. – Pokazaliśmy na przykładach innych krajów, że tam, gdzie łączy się szczepienia na poziomie POZ ze szczepieniami prowadzonymi w szkołach, udaje się osiągać największą wyszczepialność populacji – mówiła, przypominając, że drugi postulat sformułowały w tym samym czasie, czyli wprowadzenie do szkół odrębnego przedmiotu wiedza o zdrowiu, również nie może doczekać się realizacji. Te postulaty, jak mówiła, mają wspólny mianownik, bo wprowadzenie szczepień przeciwko HPV musiałoby się wiązać z prowadzeniem szerokiej akcji informacyjnej i edukacyjnej, skierowanej zarówno do rodziców, jak i uczniów. – Obecni nastolatkowie za kilkanaście lat sami zostaną rodzicami i będą podejmować decyzje o szczepieniu swoich dzieci. Taki bardzo praktyczny, realny, kontakt z tematem szczepień i samym szczepieniem w szkole mógłby być cenną lekcją – podkreślała, przypominając o zmniejszających się wskaźnikach wyszczepialności i zwiększającej się liczbie odmów szczepień obowiązkowych (p. Kolejny rok i kolejna rekordowa liczba uchyleń od obowiązku szczepień).

Podczas dyskusji mówiono sporo o odwadze, jaka jest konieczna przy podejmowaniu niektórych tematów, również tych, dotyczących szczepień. – Problem polega na tym, że potrzebne są odważne decyzje, za które politycy płacić muszą natychmiast, natomiast korzyści są odłożone w czasie – tłumaczył dr Bernard Waśko, dyrektor Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego-Państwowego Zakładu Higieny, przywołując przykład z niedawnej przeszłości. – System szczepień przeciwko COVID-19 w Polsce nie był zbyt restrykcyjny, panowała zupełna dobrowolność. I w ramach jednego rządu ministrowie prezentowali w tej sprawie zupełnie różne stanowiska. Minister zdrowia Adam Niedzielski proponował obowiązkowe szczepienia dla niektórych grup zawodowych, m.in. pracowników ochrony zdrowia lub nauczycieli. Minister edukacji był zdecydowanie przeciwny obejmowaniu obowiązkowymi szczepieniami nauczycieli. Kto wygrał? Ten, kto miał silniejszą pozycję – mówił dr Waśko (w rzeczywistości obowiązkowym szczepieniom wybranych grup zawodowych sprzeciwił się nie tylko Przemysław Czarnek, ale również m.in. Mariusz Błaszczak, bo obowiązek miał dotyczyć również żołnierzy; trudno również nie zauważyć, że przepisy, wprowadzające obowiązkowe szczepienia dla pracowników placówek ochrony zdrowia i studentów kierunków medycznych pozostały w ogromnym stopniu martwe, o czym świadczyły dane dotyczące odsetka zaszczepionych w tych zawodach nawet podstawowym schematem, o dawkach przypominających nie wspominając).

Zobacz także

Reklama

Napisz do nas

Zadaj pytanie ekspertowi, przyślij ciekawy przypadek, zgłoś absurd, zaproponuj temat dziennikarzom.
Pomóż redagować portal.
Pomóż usprawnić system ochrony zdrowia.

Przegląd badań