Etyka lekarska w czasach zarazy. Cz. 12. Tolerancja i dyskryminacja w czasie pandemii - felieton dr. hab. n. med. Tadeusza M. Zielonki

10.06.2020
dr hab. n. med. Tadeusz M. Zielonka
Katedra Medycyny Rodzinnej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego

Od redakcji
Szanowni Państwo, w cyklu "Etyka w czasach pandemii" chcemy prezentować różne punkty widzenia aspektów etycznych w czasach pandemii. W związku z emocjami, jakie pojawiły się pod jednym z felietonów (zawierającym kontrowersyjne tezy) dr. Zielonki, chcieliśmy przyspieszyć szerszą dyskusję na temat etyki w obecnej sytuacji. Czy w czasie niedoboru środków ochrony, błędów organizacyjnych i skierowań do pracy powinniśmy kierować się KEL? Czekamy na Państwa listy covid19@mp.pl. Najciekawsze opublikujemy w tej rubryce.

W czasie epidemii sytuacja chorych na inne choroby stała się trudna. Szczególnie źle to wygląda w przypadku chorych na choroby płuc, takie jak astma, POChP czy rozstrzenie oskrzeli, gdyż występują u nich kaszel i duszności, czyli typowe dolegliwości w przebiegu COVID-19. Zgłoszenie tych objawów powoduje natychmiastowe konsekwencje ze strony personelu medycznego sprawdzającego stan chorych wkraczających do placówek medycznych. Chory musi się liczyć z natychmiastową izolacją i utrudnionym kontaktem z kwalifikowanym personelem medycznym. Zakres udzielanych im wyjaśnień jest znikomy, bo przecież nie ma na to czasu w dobie zarazy. Prywatne centra medyczne zawiesiły nawet konsultacje pulmonologiczne, laryngologiczne czy stomatologiczne, uruchamiając dopiero po pewnym czasie telekonsultacje. Wykluczenie to związane z chorym narządem, a nie z realnym zagrożeniem sanitarnym, stanowi naruszenie podstawowych praw gwarantowanych w Konstytucji i żaden stan wyjątkowy nie może wybiórczo dyskryminować chorych z powodu chorego narządu. Równie dobrze można byłoby zdecydować, że „blondynek i łysych w naszym centrum nie konsultujemy”. Działania takie są nie tylko nieetyczne, ale też niezgodne z prawem, nawet tym, które obowiązuje w czasie pandemii. Wszelkie restrykcje muszą się wiązać z określoną chorobą zakaźną i być adekwatne do zagrożenia. Osoby, które podejmowały takie bezpodstawne decyzje dyskryminujące określonych chorych niewspółmiernie do ryzyka zakażenia, mogą liczyć się z odpowiedzialnością karną, cywilną lub zawodową. W przeszłości były kraje, w których karetki pogotowia nie wyjeżdżały do pacjentów po 60. roku życia, a w innych uśmiercano psychicznie chorych, uznając, że te choroby są wystarczającym uzasadnieniem ich eksterminacji. Jednak autorzy tych pomysłów źle skończyli, a ocena moralna takich działań jest jednoznaczna.

Chorych na choroby układu oddechowego spotyka także ostracyzm środowiskowy, bo społeczeństwo nie jest dziś wyrozumiałe dla kaszlu alergika czy palacza papierosów. Podobnie traktowano chorych na gruźlicę przed wynalezieniem leków przeciwprątkowych. Być może z tego powodu starzy ludzie do dziś ukrywają krwioplucie, nawet przed lekarzem. Po wyjeździe Szopena z hotelu na Majorce doszczętnie spalono wszystkie sprzęty, jakie były w jego pokoju. Nie tylko chorzy mogą spotkać się z ostracyzmem społecznym z powodu choroby. Przykrości spotykają także tych, co z dobroci serca lub z obowiązku próbują im pomóc, szczególnie lekarzy, pielęgniarki i ratowników. Część polskiego społeczeństwa najchętniej wróciłaby do leprozoriów na odległej wyspie i wysłałaby tam wszystkich chorych wraz z personelem medycznym, który oczywiście także nie powinien po pracy wracać do domu. Ponadto, takie miejsca należałoby otoczyć zasiekami i wojskiem strzelającym bez ostrzeżenia do każdego próbującego je opuścić. W kraju katolickim szerzą się bardzo niechrześcijańskie postawy świadczące, jak powierzchowna jest znajomość wyznawanej wiary. Czas epidemii to sprawdzian postaw społecznych, gotowości do poświęceń oraz szacunku dla innych ludzi.

Niekiedy dramatycznie wygląda los chorych podejrzanych o zakażenie. Do czasu uzyskania wyniku są zamknięci zwykle w pojedynczych pomieszczeniach. Personel ogranicza do minimum kontakt z nimi, ponieważ stanowi to potencjalne ryzyko zakażenia. Co gorsza, wymaga to długotrwałego przebierania się w strój ochronny, a także jego zużycie, gdy stale brakuje tych środków. Z tego powodu chorzy nieraz przebywają wiele godzin w odosobnieniu, bezskutecznie wzywając pomocy, spragnieni, z różnymi dolegliwościami, niezaspokojonymi potrzebami, z niezmienionymi pampersami, podłączonymi kroplówkami, z których nic już nie płynie. Nawet jeśli okaże się, że nie byli zakażeni, to przez 2–3 dni są traktowani jak „trędowaci”. Innym razem czekają długo na wynik testu w towarzystwie podobnych chorych i nigdy nie wiadomo, który z nich jest zakażony i groźny dla pozostałych. Wskazuje to na potrzebę wyodrębnienia w zwykłych szpitalach potencjalnych skażonych odcinków, w których cały personel będzie stale wyposażony w strój ochronny. Tak jest w szpitalach zakaźnych przeznaczonych do walki z epidemią. Rodzi się też pytanie, czy naprawdę nie można było inaczej postępować w tych przypadkach. Czy tacy chorzy nie powinni być bardziej podmiotowo traktowani, nie jako potencjalna zaraza. Zawsze chorych, nawet tych zakażonych, można traktować po ludzku.

strona 1 z 2
Zobacz także
Aktualna sytuacja epidemiologiczna w Polsce Covid - aktualne dane

COVID-19 - zapytaj eksperta

Masz pytanie dotyczące zakażenia SARS-CoV-2 (COVID-19)?
Zadaj pytanie ekspertowi!